Prawa jest taka, że w Lubniewicach jestem od wczoraj. Ale tekst na ten wpis miałem przygotowany już od dawna. Czekałem na ten wyjazd trochę jak dziecko na „Gwiazdkę”, z jednej strony to wyjazd podczas mojego jedynego dwutygodniowego urlopu a po drugie to najdłuższe wakacje w tym roku (4 dni – huk!). Zatem witajcie Lubniewice!
Nadzieja
Zawsze przed wyjazdem są nadzieje, plany i marzenia. Oczywiście wiadomo, że życie zweryfikuje to wszystko co zaplanowane ale tak po ludzku nadzieję mam. Nadzieję na to, że po pierwsze będzie fajnie, że odpocznę i że wrócę zadowolony. Plan wcale nie ambitny, ale z małym synkiem na pokładzie robi się skomplikowany jak operacja lądowania aliantów w Normandii.
Rozkład jazdy
Osobiście lubię mieć większość czasu zaplanowane, wiadomo nie ma sztywnego grafiku ale lista miejsc do zobaczenia jest przygotowana. W Lubniewicach, „te” miejsca to ich główne „hity” czyli wszystko co związane z filmem „Sztuka kochania” i samą Michaliną Wisłocką (ciekawa postać tak na marginesie mówiąc, może kiedyś jakiś wpis o niej w „międzyczasie”?), plaża, rynek i spacery brzegiem jeziora, pchając wózek dziecięcy przed sobą. Do tego trzeba doliczyć oczywiście zakupy, które planujemy w naszej ukochanej czerwono-plamiastej przyjaciółce i mniejszych sklepikach w których liczę, że dostanę tutejsze złociste trunki. To wszystko chciałbym odwiedzić w przerwach między drzemkami „młodego”, średnio trwającymi 3-4 godziny – wydaje się realne, przecież Lubniewice nie są wielkości Krakowa…
Termin
Celowo jadę we wrześniu, dokładnie w pierwszym tygodniu. Liczę, ze dzieci zaciągną wszystkich do szkoły a ja będę miał luzzzzz. Chyba tego właśnie teraz potrzebuję, takiego odludzia. Obawy są o pogodę, przecież to wrzesień. Sprawdziłem pogodę historyczną, źle niby nie jest, w dzień około 22 stopnii, noce chłodniejsze bo około 14 stopni. Do tego dzień krótszy, pewnie przed godziną 21 będzie już ciemno jak w du…, ale mnie to zbytnio nie martwi – „młodzież” i tak o 19 idzie spać i na tym dzień się praktycznie kończy. Potem już zostaje tylko piwko przed domkiem i pisanie.
Nocleg
To nie było takie proste, jakby się mogło wydawać. Jasne, szukaliśmy noclegu, który pasowałby nam pod kątem dziecka, które ze sobą zabieraliśmy. Nie mieliśmy wygórowanych wymagań – pokój z łazienką, trochę zielonego przy pensjonacie i stosunkowo blisko do „centrum”. Od razu, w przedbiegach odpadł lider – czyli jedyny w mieście hotel. To nie mój (nasz) klimat. Zresztą cena też nie była na nasze możliwości. Decyzja zapadła, wybraliśmy razem z żoną niewielki ośrodek z dostępem do jeziora Krajnik (tego mniejszego, mniej znanego nad którym leżą Lubniewice). Tutaj mamy pokoik z łazienką, wyjście bezpośrednio na ogród i 10 minut do centrum – zapowiada się ok.
Szpan!
Miasto Lubniewice mówi ludziom tyle co nic. Każdy kto pyta gdzie jadę na urlop i dostaje odpowiedz, że do Lubniewic to nie musi nic odpowiadać, jego mina mówi wszystko. Nawet podpowiedź, że tam gdzie Wisłocka, „ta od Sztuki kochania” prowokuje w moim odczuci tylko ukazujące niewiedzę zbycie „Aaaa, tam – to wiem”. Szczerze myślę, że nie wiesz. Bo i ja nie wiedziałem, a byłem nawet na filmie „Sztuka kochania”. Dopiero gdy, wróciłem do domu i zacząłem się wczytywać w szczegóły gdzie i jak, dowiedziałem się że kręcono ten film również tutaj. Dlatego gdybym chciał poszpanować urlopem to mogę o tym zapomnieć, choć uważam że nie jadę tu dla szpanu. Jadę tu po wspomnienia.
Co będzie dalej, zobaczymy. Zapraszam, do czytania kolejnych wpisów.