Jesień to idealna pora roku na jednodniowe wyjazdy. Postanowiliśmy wykorzystać dobrą pogodę i ruszyliśmy w miejsca, które mieliśmy niemal tuż za rogiem. Na pierwszy przystanek wybraliśmy Wielkopolski Park Narodowy i po jego odwiedzeniu, absolutnie nie żałujemy tej decyzji. Oczywiście to nie to samo co góry i wędrówka po górskich szlakach, ale i tutaj można bardzo miło powędrować i nacieszyć oczy.
Wielkopolski Park Narodowy – krótki wstęp
Wielkopolski Park Narodowy opisałem dla Was w kategorii „tu byłem” (sprawdźcie wpis: Wielkopolski Park Narodowy). Jednak najważniejszą informacją z naszego punktu była odległość, ponieważ z Poznania, gdzie na co dzień mieszkamy mamy do Wielkopolskiego Parku Narodowego jedynie kilkanaście kilometrów. Oczywiście przebicie się przez miasto zawsze zabiera trochę czasu, ale i tak mieliśmy niedługi dojazd. Celem oczywiście było zobaczyć jak najwięcej ale z racji, że tego dnia postanowiliśmy jechać jeszcze w inne miejsca, nie mieliśmy czasu w nadmiarze. Dodatkowo musieliśmy wyrobić się do konkretnej godziny, by odebrać naszego szkraba od babci, która zaopiekowała się nim, jak rodzice pojechali trochę pozwiedzać.
Wielkopolski Park Narodowy – nasza trasa
Od zawsze wszystkim radzę by szczególnie te jednodniowe wyjazdy dobrze zaplanować. Sam oczywiście podchodzę do tego ze zbyt dużym zaangażowaniem, ale co ja poradzę na to, że sprawia mi to dużo przyjemności. Jeżeli chodzi o trasę, którą chcieliśmy przejść tego dnia w Wielkopolskim Parku Narodowym to wyglądała ona następująco:
Trasa z: Jeziory | mapa-turystyczna.pl
Nie jest to szczególnie ambitna i wymagająca trasa, ale nie chodziło nam o to by się upodlić, tylko spokojnie powędrować i mieć siły na dalsze atrakcje. OK, ale po kolei…
Wielkopolski Park Narodowy. W drogę!
Jak już wspominałem na miejsce dojechaliśmy samochodem, który zostawiliśmy na parkingu, przeznaczonego wyłącznie dla turystów ruszających do parku. Na miejsce dojechaliśmy od strony Komornik tzw. Greiserówką, czyli drogą zbudowaną z betonowych płyt specjalnie by zapewnić komfortowy dojazd namiestnika Rzeczy w Kraju Warty, w czasach II wojny światowej – Arthura Greisera, do jego rezydencji w Jeziorach. Willa tego nazistowskiego zbrodniarza wojennego, mieści się nieopodal naszego parkingu ale udamy się do niej na końcu wędrówki.
Parking niestety jest płatny. Opłata w naszym przypadku to było 7 zł za cały dzień a zapłacić ją można było w automacie parkingowym. Szkoda jedynie, że nie działał czytnik kart płatniczych, ale możliwe, że to była jakaś chwilowa usterka.
Na parkingu jeszcze szybko rzuciliśmy okiem na dużą mapę parku i ruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku Jeziora Góreckiego.
Początkowo szlak wiedzie wzdłuż wysokiego, murowanego ogrodzenia dawnej willi namiestnika Rzeszy, po betonowych płytach. Po kilkuset metrach szlak skręca w lewo i kieruje się dalej w stronę Stacji Ekologicznej poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Jeziorach. Aż do tego ośrodka szlak biegnie szeroką i utwardzoną drogą. Za obiektem stacji, szlak odbija w stronę jeziora i staję się już typową, leśną ścieżką.
Gdy dojdziemy do samego Jeziora Góreckiego, szlak skręci w lewo a my pójdziemy niemal skrajem lasu i jednocześnie brzegiem jeziora, od którego będzie dzieliło nas od kilku do kilkunastu metrów.
Brzegiem jeziora
Idąc szlakiem nie mamy zbyt wielu okazji do tego by podziwiać piękno jeziora i otaczających go lasów. Możemy za to miejscami na własne oczy przekonać się o sile natury, która potrafi potężne drzewo, wyrwać razem z korzeniami.
Czerwony szlak biegnący wzdłuż jeziora, co jakiś czas wyposażony został w infrastrukturę dla turystów, gdzie można odpocząć, zjeść lub po prostu usiąść. Znajdziemy w takich miejscach wygodne ławeczki i stoły, bardzo fajne rozwiązanie dla tych co idą z dziećmi lub dla osób starszych.
Mimo, że ten fragment trasy biegnie niemal brzegiem jeziora, tylko gdzieniegdzie możemy między drzewami zobaczyć mieniącą się jego taflę.
Jezioro Góreckie
Im dalej wędrujemy, tym bardziej zbliżamy się do miejsca, które wynagrodzi nam widokami dotychczasowy wysiłek. W pewnym momencie między drzewami zauważymy większą przerwę między drzewami, a dodatkowo znajdziemy tutaj również niewielką wiatę i kilka ławek. To dawna plaża na Jeziorze Góreckim, która została zlikwidowana w latach ’90 XX wieku, z powodu coraz gorszej jakości wody w jeziorze.
Obecnie to doskonały punkt widokowy na jezioro, z którego widzimy niemal połowę jego powierzchni. To również świetne miejsce do obserwacji ptaków, dla wszystkich pasjonatów. Z tego miejsca, kojarzyć możecie widokówkowe zdjęcia z Wielkopolskiego Parku Narodowego, zresztą nie ma się co dziwić.
Obszar ochrony ścisłej „Grabina” im. prof. A. Wodziczki
Widoki w tym miejscu są niewątpliwie cudowne, ale ciekawość zachęca do dalszej wędrówki. Kilkadziesiąt kroków od plaży wchodzimy do lasu, który na mnie wywarł duże wrażenie. Pochodzę z wielkopolski, z mojego domu rodzinnego do lasu miałem 3-4 kilometry a las, dla mnie od zawsze był iglasty. Może właśnie dlatego, ten potężny, liściasty las zrobił na mnie takie wrażenie.
Będąc w „Grabinie” wcale nie dziwię się, że miejsce to jest pod ścisłą ochroną a dodatkowo uważane jest na las wzorcowy tych terenów. To właśnie do niego pracownicy parku, chcą się odnosić robiąc odtworzenia czy nowe nasadzenia. Dla mnie dodatkowe wrażenie robiła ta ciepła i przyjemna zieleń liści, mocno oświetlonych promieniami Słońca – coś pięknego.
Skrzyżowanie szlaków
Dochodzimy do pierwszego naszego punktu orientacyjnego. Skrzyżowanie szlaków turystycznych, to miejsce którego szukaliśmy, ponieważ właśnie tutaj postanowiliśmy iść dalej szlakiem niebieskim na zachód.
Dalsza część trasy to spokojny spacer wśród mieszanego lasu, szeroką leśną drogą. Szlak ten pokrywa się z trasą Pierścienia Rowerowego dookoła Poznania, czyli bardzo popularnej w tych stronach trasy rowerowej. Dlatego nie powinno dziwić nikogo spotkanie rowerzysty w tym miejscu. My zamiast rowerzysty, spotkaliśmy na tym odcinku pierwszego (jednego) turystę – takie są tutaj tłumy! Idąc dalej minęliśmy kolejne skrzyżowanie szlaków, na którym to można było odbić w stronę punktu widokowego na zamek Klaudyny Potockiej (szlak czerwony, nim później wracaliśmy). Szukaliśmy jednak skrzyżowania kolejnego, gdzie powinniśmy zejść z niebieskiego szlaku, na czerwony a nim dojść do kolejnego ważnego punktu na naszej trasie, czyli wspomnianego punktu widokowego. Po kilkunastu minutach byliśmy pod właściwym drogowskazem.
W stronę zamku!
Z wygodnej, szerokiej leśnej drogi skręciliśmy w wąską, leśną ścieżkę. Dodatkowo w tym miejscu musieliśmy przetrwać zmasowany atak wszelkiego robactwa latającego. W ruch poszły spray-e i machanie rękami na oślep, licząc na przegonienie intruzów. Niestety jedynym rozwiązaniem było przyspieszenie kroku…
Po kliku minutach szybszego marszu, zagrożenie lub bardziej dokuczliwość minęła a dokładniej pewnie odfrunęła. Naszym oczom ukazał się również troszkę inny las, ponownie bardziej zielony z bardzo efektownie wyglądająca trawą na ziemi.
Kilka minut później, jeszcze bardziej się zaskoczyliśmy. Przed nami wyrosły schody i całkiem strome zejście do brzegu Jeziora Góreckiego. Oczywiście to nie żadne góry ani zejście po łańcuchach, lecz na nizinach taka stromizna to zawsze zaskoczenie.
Dodatkowo w pobliżu tych schodów, które mają być dla nas pomocą, by bezpieczniej znaleźć się kilkanaście metrów niżej, stały również takie tabliczki.
Przerażające jest to, że ta wydeptana „dzika” ścieżka, nie została wydeptana przez klika osób, które faktycznie mogą mieć problemy by pokonać wysokie schody i zejście do jeziora. Nazwałbym ją regularnym skrótem, który wykorzystują wszyscy leniwi, po to by ominąć kilkanaście schodów… Skoro przyjechało się do lasu, to nie ma co liczyć na windy jak w galeriach handlowych. A skoro przyjechało się do parku narodowego, to trzeba szczególnie chronić to, wokół czego spacerujemy!
Tylko na kierunkowo.pl!
Wyjątkowy e-book „MIKROPODRÓŻE” już dostępny! Ponad 700 podróżniczych inspiracji z Wielkopolski, Pomorza i Dolnego Śląska, blisko 260 kolorowych zdjęć, 5 gotowych planów mikropodróży, setki praktycznych porad i wskazówek tworzących najobszerniejszy poradnik, poświęcony krótkim formom podróżowania, liczący aż 294 strony!Punkt widokowy i ruiny zamku
Wróćmy do naszej wędrówki. Schodzimy po leśnych schodach i niemal od razu znajdujemy się przy drewnianym tarasie widokowym. Taras jest dosyć duży, bez problemu ruiny zamku na Wyspie Zamkowej może na raz oglądać nawet kilkanaście osób. Dodatkowo zamontowano na nim kilka ławek, dzięki czemu jeżeli nie ma tu tłumów możemy kilka minut odpocząć.
Z tarasu widokowego mamy najlepszy widok na ruiny zamku Klaudyny Potockiej. Ruiny te znajdują się na Wyspie Zamkowej, która objęta jest ścisłą ochroną, głównie z racji bycia schronieniem dla setek ptaków. Same ruiny nie zrobiły na nas szczególnego wrażenia, oczywiście ich lokalizacja oraz historia są bardzo ciekawe jednak dzisiaj to obiekt, który swoim wyglądem nie powoduje żadnego uniesienia.
Kilkanaście metrów obok tarasu jest jeszcze jedno piaszczyste zejście do Jeziora Góreckiego. Tam spotkaliśmy kolejne dwie osoby, które obserwowały ptaki. Oczywiście tak jak na wcześniej mijanej dawnej plaży, tak i tutaj obowiązuje zakaz kąpieli.
Czas iść dalej
Trzeba przyznać, że miejsce gdzie zlokalizowano taras widokowy oraz znajduje się druga „dzika” plaża to miejsce szczególnej urody w Wielkopolskim Parku Narodowym. Niektórzy mogliby pewnie posiedzieć tutaj kilka godzin i delektować się widokami, spokojem i odgłosami ptaków. My czas na podelektowanie się takimi miejscami rezerwujemy sobie na emeryturze, tymczasem ruszamy dalej.
Kierujemy się ponownie wzdłuż jeziora, idąc czerwonym szlakiem w stronę niebieskiego szlaku, którym szliśmy jakiś czas temu. Dalsza droga jest niezwykle urokliwa. Biegnie po skarpie, opadającej do jeziora, często zakręca i jest miejscami wąska.
Droga ta raczy nas również pięknymi widokami na jezioro oraz to co na nim się dzieje. A tam liczne ptaki, które korzystają z dobrodziejstw natury w tym miejscu. Mijamy bardzo dużo łabędzi, kaczek (te jesteśmy w stanie rozróżnić) oraz innych „lotników”, których za Chiny ludowe nie jesteśmy w stanie nazwać.
Królestwo ptaków
O ptaszynę z drugiego zdjęcia, pytały nas nawet Panie, które obserwowały ptaki z zejścia do jeziora przy tarasie. Również nie potrafiły go nazwać, mimo że wyglądały na dużo bardziej w temacie od nas.
Zagadka nieznanego ptaka została rozwiązana na moim Instagramie! To kormoran! Bardzo dziękuje wszystkim moim obserwującym, którzy naprowadzili mnie na właściwe tory:)
Poza ptakami mijaliśmy również stworzonka lądowe. Udało mi się uchwycić rudą przyjaciółkę, czyli wiewiórkę, która szybko i zwinnie zasuwając po drzewie próbowała uciec przed moim obiektywem. Ostatecznie coś tam wyszło z tych zdjęć.
Swoje ślady wzdłuż szlaku zostawiły jeszcze jedne stworzonka – dziki. Ich akurat nie chcielibyśmy spotkać, słyszałem że kiepscy z nich modele:) więc nie szukałem ich na siłę. Na pewno byli w tym miejscu niedawno, może wcześnie rano lub dzień wcześniej, bo rozryte było wszystko na poboczach szlaku. Na samym szlaku, można było znaleźć ślad raciczki, ale nie ma co się dziwić – żołędzi w tym miejscu było od groma!
Szlak jednak biegnie dalej! Ciągle jest wąsko i po skarpie.
Im bliżej końca szlaku, tym bardziej odchodzimy od brzegu jeziora. Dzięki temu naszym oczom ukazują się drzewa, stojące lub leżące w toni jeziora, które wyraźnie zostały nadszarpnięte przez Matkę Naturę. Niektóre z nich naprawdę robią wrażenie, bo głowa nie potrafi zrozumieć w jaki sposób powstał taki „bohomaz” a po drugie, jak mimo tego „bohomazu” to drzewo dalej żyje.
W pewnym momencie dochodzimy do ostrego skrętu w prawo a szlak zaczyna mocno się wznosić. To druga z pokonywanych przez nas stromizn, tym razem musimy pokonać ją jednak w drugą stronę, czyli pod górę. Oczywiście podejście nie jest długie, ani wymagające i niemal każdy powinien pokonać bez problemu ani większej zadyszki.
Wracamy na znany już szlak
Niemal od razu po pokonaniu podejścia, lądujemy na niebieskim szlaku, którym szliśmy wcześniej. Kręcimy w lewo w stronę „Grabiny” i skrzyżowania szlaków. Pokonujemy ponownie znany nam odcinek szlaku, jednak widząc go z innego ujęcia, po raz kolejny nas fascynuje, szczególnie im bardziej zbliżamy się do tego pierwotnego grądu, który jest pod szczególną ochroną. Dochodzimy do skrzyżowania, jeszcze raz rzucamy okiem na głaz narzutowy, który został poświęcony kolejnemu zasłużonemu dla Wielkopolskiego Parku Narodowego, czyli Franciszkowi Jaśkowiakowi. Był to wybitny krajoznawca, propagator lokalnej turystyki, zakochany w Wielkopolsce. Autor licznych publikacji turystycznych, w tym przewodnika po Wielkopolskim Parku Narodowym.
Na wspomnianym skrzyżowaniu idziemy w tym samym kierunku, z którego wcześniej przyszliśmy. Mijamy ponownie „Grabinę„, dawną plażę i idziemy niespiesznym krokiem wzdłuż Jeziora Góreckiego w kierunku parkingu. Widząc tą samą trasę ponownie, zwracamy uwagę na inne rzeczy niż wcześniej. Ponownie jesteśmy zasypani deszczem żołędzi (zapomniałem wspomnieć o tym wcześniej), oglądamy nasze otoczenie z innej perspektywy, przy innym świetle słonecznym i mimo, że idziemy tą samą trasą czujemy się jakby w nowym miejscu. Mamy czas dostrzec szczegóły, na które w drodze do „głównych atrakcji” nie było ani czasu, ani cierpliwości. Nawet małe, niepozorne różowe kwiatki (?) wpadają nam w oczy, choć nie mamy pojęcia co to jest…
Muzeum WPN w dawnej willi nazistowskiego dygnitarza
Dochodzimy w końcu ponownie do stacji edukacyjnej, którą mijaliśmy na początku naszej wędrówki. Wracamy dalej w stronę parkingu, jednak nie od razu idziemy do samochodu. Wcześniej odbijamy w kierunku dawnej willi Arthura Greisera, która dzisiaj mieści Muzeum oraz Dyrekcję Wielkopolskiego Parku Narodowego. Liczyłem, że mimo epidemii, będzie można wejść na jej teren i zrobić kilka zdjęć „z bliska”. Niestety pocałowaliśmy klamkę bramy, przeczytaliśmy komunikat i musieliśmy odpuścić.
Moją uwagę przykuł jeszcze jeden detal – zwieńczenie murowanego ogrodzenia, otaczającego rezydencję dawnego Namiestnika Rzeszy. Z początku wyglądało to niewinnie, wręcz jak jakiś artystyczny żart. Dopiero po chwili dotarło do zwojów, że ta rezydencja budowana była rękami więźniów niemieckiego obozu (doczytałem że w Żabikowie) i to specyficzne „zdobienie” mające na pewno również funkcję ochronną, mogło być wykonane przez ludzi, którzy wykonywali tutaj niewolniczą pracę…
Z tego co ja widziałem były to kawałki szkła, wbite w pewnie świeży beton. Faktycznie nieprzyjemna sprawa, dla tych co chcieli przeskoczyć to masywne ogrodzenie. Byłbym wdzięczny komuś, kto jest w stanie potwierdzić moje domysły.
Wielkopolski Park Narodowy – koniec trasy
Wracamy na parking. Siadamy do samochodu, robimy szybkie przekąszenie smakołyków, które ze sobą zabraliśmy i ruszamy dalej. Kolejny cel to Glinianki w Mosinie.
Wielkopolski Park Narodowy zapamiętamy z kilku powodów. Deszcz żołędzi, który spotkał nas nie raz podczas wędrówki po jego szlakach; kleszcze i inne stworzonka, głównie latające ale przede wszystkim przyroda! Miejscami, bardzo dzika, miejscami mocno urzekająca a miejscami nieznana. I ten spokój… Choć kilkanaście kilometrów dalej, życie nie pędzi a zapierd… to tutaj spokój, cisza i leniwe wędrowanie.
Dla wielu ta trasa będzie wiała nudą na odległość. Przecież co fajnego może być w lesie, jakimś tam jeziorze czy owadku lub stworzonku. Jeżeli tak myślisz, to polecam Termy Maltańskie w Poznaniu, tam nawet szafki w szatni są podobno na wypasie. Wystarczy otworzyć oczy, uruchomić wyobraźnię i zacząć dostrzegać szczegóły lub potencjał tego miejsca, by stało się ono atrakcyjnym punktem na mapie.
Dla mnie rozdział „Wielkopolski Park Narodowy” jeszcze się nie zamknął! Zostało mi kilka pozycji, które chciałbym zobaczyć ale o tym w innym wpisie.
Wielkopolski Park Narodowy – opisane miejsca w okolicach
Gród Pobiedziska. Średniowieczny plac zabaw dla każdego!
Chcesz przeżyć niepowtarzalną, rodzinną przygodę rodem z średniowiecza? Koniecznie poznaj Gród Pobiedziska, który jest niepowtarzalną atrakcją na mapie Polski! W…
Muzeum Rolnictwa w Szreniawie. Ależ to unikat!
Będziecie zaskoczeni i zadziwieni jak obszerna, ciekawa i wyjątkowa jest ekspozycja Narodowego Muzeum Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w podpoznańskiej Szreniawie,…